Wspieranie różnorodności czy festiwal wyszydzania? O społecznej (nie)wrażliwości TV

Oglądając telewizję można sobie poprawić humor. Często kosztem innych. Obrywających rondlami, gnojonych przez jurorów, odzieranych z prywatności czy takich bez wielkich szans na znalezienie miłości, której mimo wszystko w telewizji postanowili szukać. Na fali społecznego uwrażliwienia światowi nadawcy produkują coraz więcej programów uwrażliwiających na ‘niedoreprezentowane’ dotąd w masowym przekazie grupy i tematy, a polska telewizja – mocno osadzona w kulturze upokorzenia – ma skąd czerpać inspirację. Poza kilkoma D&I-owymi listkami figowymi, trudno jednak odnieść wrażenie, by na poważnie to robiła. 

„Chłopaki do wzięcia”, „Damy i wieśniaczki”, „Top Model”, „Kuchenne rewolucje” czy „Bogaty dom, biedny dom” to tylko kilka przykładów z bogatej biblioteki polskich produkcji rozrywkowych czerpiących z tzw. kultury upokorzenia

Termin ten rozpowszechnił prof. Adam Szachaj, w krótkim eseju opisującym jak i dlaczego polskie media, w tym telewizje, ze szczerością „zabarwioną sadyzmem” pokazują i oceniają ludzi młodszych, starszych, biedniejszych, słabszych, często przedstawicieli tak zwanych under class. 

Nieraz to mieszkańcy wsi (vide – „Chłopaki do wzięcia” czy „Rolnicy z Podlasia”), a innym razem – niezaprawieni w mediach uczestnicy wielkich talent show. 

Desperacka próba awansu społecznego, jaki może im zapewnić pokazanie się w telewizji, rozgrywa się tu na oczach publiczności, a w roli oceniających najczęściej występują medialni „arystokraci”, czyli celebryci. 

Zdaniem Szachaja, którego tezy arcyciekawie rozwinął dr Michał Rydlewski, rozkwit tego typu programmingu w rodzimej telewizji, to pokłosie polskiego rozwarstwienia społecznego. Na jego gruncie rozwija się kultura upokorzenia dająca klasie szampańskiej (wspomnianym – jurorom, idolom, celebrytom) legitymację do wyższościowego traktowania aspirujących parweniuszy. 

Dla beki wśród ludu

Te, świadomie rozstawiane przez nadawców, „kamery wśród ludzi” dają widzom okazję, by popatrzeć na słabszych i poprawić ich kosztem samopoczucie. Niegramotni, bezzębni, desperacko szukający pary, obrywający rondlami w ramach kary za nieudolne prowadzenie knajpy czy strofowani za kiepski ubiór lub złą fryzurę: z perspektywy naszej wygodnej kanapy i kocyka można się pokrzepić, że ktoś ma gorzej. 

I rzeczywiście, osadzone w kulturze upokorzenia programy, takie jak wybrane paradokumenty, niektóre talent shows czy reality, Polacy lubią oglądać „dla beki”. A jednym z celów oglądania dla beki jest właśnie poprawienie sobie humoru kosztem innym. To znalezisko z powtórzonego póki co dwukrotnie badania Wavemaker (ostatnio – w 2022 r.). 

Oglądamy dla beki, by: 

  • pośmiać się (58%)
  • poprawić sobie humor (50%) 
  • odstresować (39%) 
  • z ciekawości czy nie padnie kolejny rekord ludzkiej głupoty (27%) 
  • żeby mieć o czym pogadać i ponabijać się ze znajomymi (27%) 
  • bo takie programy przynoszą ulgę we własnych problemach życiowych (26%)
  • bo takie programy skłaniają do refleksji na poważne tematy (23%)
  • bo łatwiej docenić siebie, jak się poogląda trochę o ludzkiej głupocie (21%) 
  • jak patrzymy na ludzką głupotę to lepiej myślimy o sobie (17%) 

(źródło: Wavemaker, marzec 2022 r., odpowiedzi osób deklarujących, że oglądają “dla beki”) 

Na liście najczęściej oglądanych dla beki programów mamy zaś po kolei: „Chłopaków do wzięcia,”Trudne Sprawy”, „Damy i wieśniaczki”, „Gogglebox”, „Ukrytą prawdę”, „Świat wg Kiepskich”, „Dlaczego ja”, „Kuchenne rewolucje”, „Dżentelmenów i wieśniaków”, „Rolnika szukającego żony”, „Hotel Paradise” i „Rolników z Podlasia” (nieco dalej w rankingu łapią się też np. „Wiadomości”). 

Polsat Box Go

Znakomita część tej listy to programy na różne sposoby czerpiące z kultury upokorzenia. 

W ten niechlubny nurt wpisuje się naturalnie więcej programów niż tylko te oglądane dla beki. Mamy tu także rozmaite programy o przemianach z kopciuszka w łabędzia, które – w dzisiejszym progresywnym, wydawałoby się, świecie – promują jedyny słuszny wzorzec wyglądania oraz chamskie talk-show, których głównym celem jest zaoranie rozmówcy. 

D&I-owe listki figowe 

Programów wspólnototwórczych, uczących serdeczności, zrozumienia, otwartości na inność, jest w ramówkach – szczególnie komercyjnych nadawców – zdecydowanie mniej. Ale to nie znaczy, że polskie telewizje całkiem przespały trend. Na lokalnej liście formatów promujących szeroko pojętą różnorodność mamy więc już: 

·       polską wersję „The A talks” (u nas – „Autentyczni”) z udziałem Macieja Stuhra, program przybliża widzom różne postaci autyzmu. „Dziennikarze” z autyzmem prowadzą tu wywiady ze znanymi osobami / TVN

·      „Magię nagości” (o ciałopozytywnym wydźwięku) opartą na formacie „Naked Attraction” / Zoom 

·       „Sanatorium miłości”, oryginalny projekt TVP dowodzący parę można znaleźć w każdym wieku 

·      „Down the road” ukazujące fantastyczne oblicza osób z trisomią / TVN

·      „Seniora chatkę dla 4-latka”, czyli ładny międzypokoleniowy program TV Puls bazujący na brytyjskim formacie „Old People’s home for 4-year-olds”

Co najmniej trzy z tych programów – „Autentyczni” (za nami pierwsze dwa odcinki), „Sanatorium miłości” i „Down the road” ich nadawcy mogą nie tylko wystawiać w konkursach CSR-owych, ale też odcinać komercyjne kupony od ich popularności. 

„Autentycznych” oglądało póki co średnio 1,2 mln widzów (grupa 4+; Nielsen), program prowadził w swoim paśmie. 

Wielkim ratingowym hitem jest „Sanatorium”, przyciągające wiosną średnio 2,4 mln widzów, a warto też zauważyć, że program świetnie sprawdza się i w młodej grupie (niemal 16 proc. udział w 13-29, przy ok. 18 proc. średnio – w 4+). 

YouTube

Także „Down the road” przyniósł TTV nie tylko dużo dobrego PR-u, ale i świetną, jak na potencjał kanału, półmilionową widownię (mówimy o wyniku z wiosny i jesieni 2021 r.). 

Hitem, choć w sporej mierze sprowokowały to kontrowersje ze strony KRRiT, okazał się też pierwszy sezon polskiej „Magii nagości”. Ćwierćmilionowa publiczność małej stacji z MUX-8 zagrała wówczas na nosie pruderyjnym protestującym. 

Czy zatem otwieranie świata na innych, często niepokazywanych wcześniej w TV, i robienie tego w życzliwy sposób, musi być dla nadawców mniej opłacalne niż wyszydzanie, umniejszanie czy orientalizowanie (jak nazywa to Michał Rydlewski) mniej uprzywilejowanych grup – np. mieszkańców wsi? Niekoniecznie. 

A inspiracji i przykładów ze świata dostarczymy w kolejnym odcinku 🙂

Joanna Nowakowska

Żyje z pisania, ale woli czytanie. Łącznie od ponad dekady śledzi rynek telewizyjny, a od jakiegoś czasu ma wrażenie, że rynek śledzi również ją :) Obowiązki naczelnej ScreenLoverki łączy z pracą w agencji mediowej, do której przeszła z Atmediów. Poprzednio - dziennikarka „Media & Marketing Polska”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.