„Oni strajkują, żeby nie było jak u nas” – polscy twórcy o wydarzeniach w Ameryce

Strajk sparaliżował Hollywood. Amerykańskie branżówki opływają dziś w nekrologi dla linearnej TV, która jesienią zaświeci w USA tanimi reality oraz złorzeczenia pod adresem pazernych i nietransparentnych streamerów, którzy przepalali pieniądze inwestorów inwestując kompulsywnie w nowości, a jednocześnie obniżając standardy pracy twórców.
„Oni strajkują po to, żeby nie było jak u nas” – mówi polski scenarzysta, współautor serialowych hitów. A jak efekty strajku w USA, gdzie od kwartału stoi produkcja, komentują inni lokalni twórcy i managerowie oraz międzynarodowi analitycy? Warto sprawdzić, bo poza oczywistym oddźwiękiem w Ameryce, zamieszanie pośrednio wpłynie też na Polskę.

Przerwano produkcję finałowego sezonu „Stranger Things”, gwiazdy „Oppenheimera” demonstracyjnie opuściły premierę filmu w Londynie, aktor Billy Porter sprzedaje dom, by przetrwać miesiące bez pracy, a na Wikipedii powstało stale rozbudowywane hasło „lista produkcji dotkniętych strajkiem. Dotkniętych, czyli opóźnionych, wstrzymanych lub przesuwających premierę – na którą dziś nie przyszłyby ich gwiazdy, w bliżej nieokreśloną przyszłość.

Pierwszy od 63 lat rozgrywany równocześnie i w przypadku scenarzystów trwający już od maja (aktorzy dołączyli w lipcu) zbiera owoce w postaci zawieszonych produkcji i spadającej liczby zamówień na nowe. Od tego jak długo potrwa jeszcze strajk scenarzystów skupionych w Writers Guild of America (WGA) i aktorów zrzeszonych w Screen Actors Guild and American Federation of Television and Radio Artists (SAG-AFTRA) zależy skala już dziś niemałych zniszczeń. W samej tylko Kalifornii 5 proc. mieszkańców to ludzie związani z biznesem rozrywkowym, a pracownicy rozrywki lub branż od niej zależnych tworzą 20 proc. dochodu Los Angeles. Strajk odciska bowiem piętno nie tylko na samej telewizji i streamingu. Cierpią taksówkarze, firmy cateringowe, knajpy, a docelowo także rynek nieruchomości, na które twórców za chwile nie będzie stać – aktor Billy Porter już zdażył sprzedać dom, którego wskutek odwołanych produkcji z jego udziałem, nie ma jak utrzymać.
Cytowany przez „Deadline” jeszcze w maju szef WGA mówił, że każdy dzień strajku scenarzystów kosztuje Kalifornię 30 mln dolarów. Kiedy dołączyli aktorzy, rachunek jest jeszcze większy. O tym napisano już tyle w światowych mediach, że po prostu do nich sięgnijcie.

Krótko o powodach

O co w największym skrócie chodzi strajkującym scenarzystom i aktorom? Są to przede wszystkim:

• Wyższe płace

Mediana wynagrodzeń scenarzystów spadła o 4 proc. w ciągu ostatniej dekady, a uwzględniając inflację – o 23 proc, podaje WGA. W ostatnich 10 lat, przypadających na rewolucję streamingową, odsetek pracujących „na minimum” wzrósł dla każdego ze szczebli przebadanych przez amerykańską gildię scenarzystów. Mniej więcej co drugi, licząc średnio wszystkie poziomy – otrzymuje minimalną stawkę.
Choć Hollywood nie kojarzy się z prekariackimi stawkami, to wcale nie tak różowo wygląda również sytuacja strajkujących aktorów. Większość z nich, jak twierdzi szef SAG-AFTRA, nie przekracza progu 26 tys. dolarów rocznie, upoważniającego do ubezpieczenia zdrowotnego.

• Standardy pracy

Niższe zarobki scenarzystów to także pochodna zmiany modelu pracy – z upowszechnionych writers’ roomów z czasów tradycyjnej telewizji do ich zminiaturyzowanych wersji, czyli mini roomów, funkcjonujących u streamerów. Te pierwsze, liczące 7-8 i więcej scenarzystów o różnym poziomie doświadczenia, pozwalały młodym adeptom pouczyć się od utytułowanych kolegów, a docelowo awansować na głównego showrunnera. Taki awans umożliwiało uczestnictwo w całym cyklu produkcji serialu.
Dzięki niemu scenarzyści wiedzieli jak kwestie przez nich napisane brzmią w ustach aktorów, a nie tylko na papierze, dawało im to również dalece większą sprawczość, bo na planie mogli reagować na sytuację.
Obecnie, po spisaniu swojej części, pojedynczy scenarzyści odpadają z procesu, który dziś przypomina fabryczny ‘fordyzm’. Oddzielenie tworzenia od produkcji odbija się na płacach i samopoczuciu twórców.

• Tantiemy

Choć streamerzy sporo zaczerpnęli z telewizyjnych modeli funkcjonowania – od reklam, licencjonowania treści, premierowania w cyklu tygodniowym (poza Netfliksem), nie rwą się do płacenia twórcom tantiem. Ta upowszechniona w biznesie TV zapłata dla autorów za ponowne odtworzenie ich utworu, stanowiła bonus w warunkach ich nieetatowej, przez co bardziej nieprzewidywalnej pracy. Umówiona z góry – nawet przyzwoita stawka – za serial czy film, którego prawa lądują u streamera, oznacza, że to on zbiera wszystkie owoce jego (nie)powodzenia.
Opisany przez media szeroko przypadek Hwang Dong-hyuka, twórcy „Squid Game”, który zarobił dla Netfliksa 650 mln dolarów sprzedając wcześniej serial za ustaloną stawkę i nie partycypował finansowo w jego oszałamiającej karierze, rzuca nieco światła na realia funkcjonowania tego rynku.
Przy okazji tematu tantiem powraca w USA kwestia transparentności danych, jakie raportują streamerzy nt. popularności swoich produkcji. Kilka „topów” programowych, opatrzonych łączną liczbą osiągniętych przez nie minut nie daje pełnego wyobrażenia o sukcesie bądź jego braku. Twórcy nie mają więc, tak jak to było w tradycyjnej TV (gdy dzień po premierze znają AMR-y i SHR-y raportowane przez Nielsena) obrazu powodzenia swoich produkcji.

• Uregulowanie kwestii AI

Sztuczna inteligencja, która z impetem rozpycha się w biznesie, odciska swoje piętno także w produkcji TV. Twórcy chcą gwarancji, że ich scenariuszami nie będą karmione narzędzia typu ChatGPT, z kolei aktorzy buntują się przeciwko wykorzystywaniu ich wizerunków na użytek kolejnych scen, produkcji czy gier wideo. Szczególnie statyści, którzy mieliby – zgodnie z rzekomą propozycją AMPTP* – stawiać się na jeden dzień zdjęć, a ich wizerunki bezterminowo można by wykorzystywać w tej i kolejnych produkcjach, nie oferując dodatkowego wynagrodzenia. AMPTP zaprzeczyła jednak w rozmowie z CBS, by w jej propozycji mowa była o innych produkcjach niż ta, której dotyczą zdjęcia.

*Alliance of Motion Picture and Television Producers reprezentuje w negocjacjach nadawców, producentów i streamerów (od Disney, Paramount, Warner Bros. po Netfliksa i Amazona).

Krótko o (możliwych) efektach

Tak w największym skrócie wyglądają postulaty twórców. Kilka miesięcy paraliżu, którego końca nie widać, wyraźnie odbija się na branży rozrywki w USA. Disney już raportuje, że wyda – m.in. wskutek strajku – o 3 miliardy dolarów mniej na treści (27, a nie 30 zapowiadanych), a fani spiskowych teorii wśród rozlicznych analiz strajku znajdą i takie, że sprowokowały go same amerykańskie studia. Właśnie po to, by wstrzymać szalony wyścig na liczbę seriali i wreszcie finansowo odsapnąć.

Jakich efektów strajku spodziewają się branżowi analitycy?

• Naturalnie spadku liczby amerykańskich produkcji, wśród których najmocniej pod nóż pójdą seriale. Strajk dołożył się tym samym do cięć i tak zakładanych w tej przeinwestowywanej przez lata kategorii. Niezyskowni (za wyjątkiem Netfliksa) globalni streamerzy przykręcili kurek z zamówieniami. I słynne obliczenia szefa FX, który co roku raportuje liczbę nowych amerykańskich produkcji, a już dwa razy niesłusznie przepowiadał pęknięcie bańki, po 2023 roku niechybnie pokażą mniej niż 599 (rekord z 2022 roku) nowych produkcji serialowych. Ich kosztem wzmocni się kategoria ‘unscripted’ – dokumenty czy reality.

Ilościowo zjawisko opisał m.in. Ampere Analysis, przy czym pierwsza część statystyk (“gdyby strajk zakończył się w lipcu…”) jest już naturalnie nieaktualna.

Ampere Analysis

To nadawcy, którzy mieli mniej zapasów, mocniej ucierpią na strajku niż streamerzy, produkujący więcej na zapas i mający także międzynarodowe produkcje. Tradycyjne telewizje cierpią już dziś – od pierwszego tygodnia strajku musiały pozdejmować z anten late-night-shows, a jesienne ramówki, zdominowane przez teleturnieje, powtórki i tanie reality, mają osunąć ratingi o 30-40 proc., jak przewiduje cytowany w „Vulture” weteran rynku.

• A skoro tak, ucierpi amerykańska reklama telewizyjna. Ponad połowa przychodów reklamowych tradycyjnej TV kręciła się wokół rozrywki (niespełna 1/3 to sport), a tradycyjnie najlepiej wyceniany był premierowy programming. Gdzie te jesienne budżety powędrują? Czy zdołają je przechwycić streamerzy, serwujący mniej reklam i choć silni w masie, oferujący znacznie bardziej sfragmentaryzowaną widownię? Netflix, wg ostatnich informacji AdWeeka ma sprzedanych globalnie dopiero 10 mln planów reklamowych, i choć robi co może, by wypromować właśnie ten, zapewniający wyższe ARPU, typ abonamentu, jest jeszcze daleko od statusu masowej TV. Na kryzysie mogą zaś zyskać FAST-y, które zasilane powtórkowym programmingiem, nie mają dziś zagrożonych ramówek.

• Jak wspomniano wyżej, dodatkowym kołem ratunkowym streamerów są międzynarodowe produkcje. Ich udział, w obliczu amerykańskich cięć, na pewno wzrośnie i może to być szansa dla mniejszych rynków. Korea, Hiszpania czy Skandynawia mają już swoje dni chwały w świecie seriali, może kolej na Polskę? Choć naturalnym źródłem zrozumiałych dla ich widzów treści, są dla Amerykanów raczej UK czy Kanada, to w przypadku serwisów streamingowych, budujących wciąż pozycję m.in. na rynkach CEE, być może pojawią się większe środki na inwestycje w naszym regionie?

• Ograniczenia w produkcji to koniec epoki binge-watchingu? Paraliż w produkcji oznaczać może mniejszą skłonność do uwalniania całych sezonów seriali. Od miesięcy analitycy gdybają czy Netflix utrzyma swój binge’owy model czy raczej pójdzie tropem majowej premiery „Stranger Things” – rozdzielił wówczas pierwsze odcinki serialu pięciotygodniową przerwą od kolejnych.

Więcej rewatchingu. Mniej nowości w ramówkach i ofertach oznacza więcej ogrywania evergreenów i powtórkowego oglądania. Od kilku tygodni amerykańskie branżówki ekscytują się sukcesem „Suits” na łamach Netfliksa, który w kilku kolejnych wakacyjnych tygodniach miał być największym hitem streamera wg Nielsena. Efekt Megan Markle, która grała w tym serialu sprzed ponad dekady? A może efekt smuty w originalsach i braku ekscytujących premier? Strajk bez wątpienia sprawi, że amerykańskich nowości będzie przez dłuższy okres mniej, a tym samym produkcje pokroju „Suits” będą coraz cenniejszym aktywem nadawców i streamerów.

O takich możliwych efektach spekulują światowe media i analitycy. A co na to rodzimi (głównie) eksperci i twórcy? Przed Wami przegląd opinii – Dariusza Jabłońskiego, uznanego reżysera, scenarzysty i producenta, a także założyciela Apple Film Production; Marcina Kubawskiego, scenarzysty, współtwórcy m.in. “Paktu”; Małgorzaty Łupiny, dyrektorki programowej Grupy Kino Polska; Barbary Wiśniewskiej – Grzesiak, producentki Viaplay; Poli Hempowicz, szefowej Content Monarchy i konsultantki; Remiego Tereszkiewicza; założyciela platformy serialowej Betaseries oraz znanego polskiego scenarzysty, który wypowiedział się anonimowo.

DARIUSZ JABŁOŃSKI, SZEF APPLE FILM PRODUCTION, PRODUCENT, REŻYSER, SCENARZYSTA:

“Cięcie kosztów w amerykańskiej produkcji dla platform cyfrowych wymusiła sytuacja ekonomiczna. Bańka streamerska pękła – co było do przewidzenia – a jednym z powodów załamania się rynku była gonitwa za ilością i nowością, a nie jakością i oryginalnością w produkcji.

Kibicuję kolegom zza Oceanu, bo interesy polskich i europejskich twórców pokrywają się z postulatami scenarzystów z Ameryki. Oni walczą o zasady, których wdrożenie i my postulujemy we współpracy z platformami. Mówię tu przede wszystkim o udziale w sukcesie filmu czy serialu emitowanego w streamingu. Bez wątpienia dałoby się wypracować narzędzia do oceny popularności dzieła, które pozwoliłoby jego sukcesem cieszyć się także twórcom, a nie samym streamerom. To oczekiwanie jest przecież naturalne i jest zasadą na wszystkich innych polach eksploatacji.

Bardzo liczę więc m.in. na konsekwentne uregulowanie kwestii danych o oglądalności. O ile w kinie czy telewizji sytuacja jest w pełni transparentna, to streamerzy zasłaniając się tajemnicą handlową, odbierają twórcom możliwe argumenty w dyskusji o udziale w sukcesie ich filmu czy serialu.

Ucywilizowanie współpracy na linii streamerzy – twórcy, co oznacza poddanie tych pierwszych regułom znanym ze świata kina i TV, uzdrowiłoby relacje w naszej branży i pozwoliło premiować kreatywność, co przecież też wydaje się być w interesie platform. Obecnie platformy korzystają z luki prawnej, która pozwala im rozwijać biznes bez dzielenia się jego owocami z twórcami i producentami.

Trudno ocenić czy impas w amerykańskiej produkcji przełoży się na zlecenia dla polskich twórców – podejście globalnych platform było dotąd takie, że globalne hity mają tworzyć Amerykanie. Zamówienia na polskie produkcje, ich spłaszczona przez oczekiwania – moim zdaniem – oryginalność, sprawiają, że nie dostajemy impulsu do wyścigu. Mówię tu nie tylko o Polsce, ale i całej Europie. W strategiach streamerów wciąż jeszcze rządzi zachowawczość, nie wykorzystująca ambicji i talentów twórców i producentów – a szkoda. Może też wreszcie amerykańskie platformy w Europie docenią to, co jest europejską specjalnością od wielu lat – koprodukcje między różnymi krajami.

Mam nadzieję, że jako 5-ty największy europejski rynek pod względem produkcji TV, z dużym wciąż potencjałem wzrostu dla biznesu streamerów, skorzystamy na wypracowanych w Ameryce regulacjach”

MARCIN KUBAWSKI SCENARZYSTA:

Oni strajkują, żeby nie było jak jest u nas – skwitował niedawno mój znajomy i widzę w tym sporo racji. Dlaczego? U nas poza serialami codziennymi raczej nie funkcjonowały tzw. duże writers’ roomy, które przez lata były w Ameryce kuźnią scenopisarstwa i takim quasi-etatem dla twórców. Mini-roomy, które na krótko skrzykują scenarzystów, odsuwając ich następnie od dalszych etapów procesu tworzenia serialu, to zawsze było coś na kształt warunków, w jakich my pracujemy od lat.

Co do możliwego wzrostu znaczenia międzynarodowych produkcji wskutek amerykańskiego strajku – wydaje mi się, że jesteśmy teraz bardziej w okresie zawieszenia i badania rynku przez streamerów. Platformy już dały dużą szansę zagranicznym produkcjom na zaistnienie na globalnym rynku, dlatego w środowisku widzę bardziej solidarność z amerykańskimi scenarzystami i wiarę w to, że dzięki ich postulatom uda się wypracować lepsze modele pracy jak i uregulować kwestie tantiem”

POLA HEMPOWICZ, CEO CONTENT MONARCHY:

“Moim zdaniem strajk nie wpłynie istotnie na wzrost produkcji treści w Polsce czy CEE. Powinien mieć jednak mocno wpłynąć na rozmowy dotyczące dostępności i transparentności danych opisujących oglądalność i mierzących sukces.
Reguły gry się zmieniły, inne są benchmarki, inne miary mają znaczenie. Nie tak ważne jest ile osób obejrzało daną produkcję czy odcinek – chyba że mówimy o modelu AVOD. Dla subskrypcyjnych serwisów dużo ważniejszy jest dziś poziom zaangażowania publiczności. Mierzy się go np. przez Completion Rate (CR), czyli odsetek widzów, którzy obejrzeli cały serial lub film czy Reactivation Index, czyli wskaźnik pokazujący ilu nieaktywnych subskrybentów powróciło do platformy, by obejrzeć dany tytuł.

Strajk powinien także mieć wpływ na to jak rozmawiamy i co robimy w kwestii regulacji prawnych dotyczących produkcji i dystrybucji treści wideo w internecie. Trzeba to uregulować, by dać podstawy do rozwiązania kwestii tantiem.
AI jak każda nowa technologia budzi niepokój. Otwiera też dużo możliwości. Moim zdaniem obecnie ten temat rzucany jest trochę w celu rozproszenia uwagi strajkujących – chociaż faktycznie, zapisy o używaniu AI do zastąpienia statystów, były rzeczywiście szokujące. Jeśli Bryan Cranston (odtwórca głównej roli w „Breaking Bad” – red.) skanduje, że nie da się zastąpić robotem, to moim zdaniem dewaluuje powagę strajku i jego znaczenia dla przyszłości branży. AI może się wydawać straszna, ale nie ma większego zagrożenia dla twórców niż zachłanność ludzka, zwłaszcza ludzi, którzy mają władzę.
Jeśli chodzi o odczuwalne konsekwencje w produkcji, to strajk na pewno zwiększy zapotrzebowanie na angielskojęzyczne filmy i seriale. Największą szanse na wzrost zamówień mają Wielka Brytania, Australia i Kanada. Taki trend obserwowaliśmy zresztą w latach 2007-2008, podczas poprzedniego strajku scenarzystów. W Europie moim zdaniem zyskają twórcy z Niemiec i Francji, a także z rynków azjatyckich, gdzie Netflix sporo inwestuje, zwłaszcza w produkcje południowokoreańskie, które są bardzo popularne nie tylko w swoim regionie, ale i krajach anglojęzycznych oraz LATAM.

Spodziewam się też, że streamerzy będą szukali możliwości współpracy z twórcami niezrzeszonymi, którym łatwiej jest narzucić restrykcyjne umowy”

MAŁGORZATA ŁUPINA, DYREKTORKA PROGRAMOWA I DS. PRODUKCJI TELEWIZYJNYCH W GRUPIE KINO POLSKA:

“Trwający od maja w Stanach Zjednoczonych strajk scenarzystów i aktorów uderzy przede wszystkim w widownię. Na całym świecie uzależniła się ona od amerykańskich produkcji, bo są uniwersalne, lekkie i znakomicie zrobione. Pomagają odpocząć i dostarczają rozrywki, a właśnie tego oczekują dziś widzowie, w szczególności telewizyjni i korzystający z platform streamingowych.

Tematyka i narracyjne schematy proponowane przez amerykańskich twórców są przez nich z łatwością przyswajane i uwielbiane, więc to oni odczują brak kontynuacji ulubionych seriali i – mówiąc ogólniej – wszystkiego, co składa się na amerykańską poetykę filmową, a do czego bardzo przywykli.

Polska produkcja telewizyjna i kinowa nie wypełni tej ogromnej luki przede wszystkim z powodów finansowych. Nie mamy wystarczających środków, by zastąpić ogromną ilość sprawdzonych treści rodzimymi alternatywami. Ryzyko byłoby duże: większość prób robienia „amerykańskiego” kina poza Ameryką kończy się mniej lub bardziej udanymi realizacjami. Nie sądzę więc, by spadek liczby amerykańskich premier znacząco zwiększył liczbę polskich, choć nie wykluczam, że może skutkować pewną zwyżką i zwiększyć zainteresowanie widowni rodzimą produkcją.

Co zatem będą oglądać widzowie? Czy będą skazani na powtórki? Niekoniecznie. Strajk nie wstrzymał amerykańskich produkcji typu reality show, programów dokumentalnych, kulinarnych, podróżniczych, a te cieszą się wśród widowni dużą popularnością. Jeśli chodzi o produkcje fabularne, to sądzę, że pojawią się próby zainteresowania oglądających kinem mało im dotychczas znanym. Kiedyś udało się pozyskać uwagę polskich widzów brazylijskimi telenowelami, być może podobne zainteresowanie wzbudzą produkcje japońskie czy koreańskie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkiego. Konkretne propozycje ramówek i wyniki oglądalności przyniosą na to odpowiedzi.
Strajkujący amerykańscy twórcy domagają się wypłacania tantiem za emisję audycji na platformach streamingowych. I słusznie. Dziś, gdy dynamicznie pojawiają się inne formy dystrybucji niż kinowe i telewizyjne, należy regulować prawnie zasady otrzymywania przez twórców wynagrodzeń za emisje utworów na nowego typu platformach. To logiczne: zmienia się miejsce i formuła publikacji, ale fakt upublicznienia pozostaje bezsprzeczny. Polscy twórcy, podobnie jak amerykańscy, walczą o swoje prawa i domagają się przyspieszenia nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, wprowadzającej tantiemy za streaming.
Tematyka sztucznej inteligencji interesuje mnie jako człowieka i jako reżyserkę. Trzy lata temu zrealizowałam w Stanach Zjednoczonych film dokumentalny “Człowiek przyszłości” poświęcony rozwojowi AI i jej wpływowi na różne strefy życia, w tym finansową. Do udziału w dokumencie zaprosiłam Marcina Prokopa i Aleksandrę Przegalińską. Kilka lat temu miałam wrażenie, że wizja nakreślona w tym filmie przez naukowców, inżynierów, programistów, sprawdzi się być może dopiero za kilka dekad, albo pozostanie w jakiejś mierze w strefie naukowej fantastyki. To porażające i zarazem ciekawe, że wizja sztucznej inteligencji zastępującej ludzi przy pracy i przenikającej do wielu wymiarów życia ziszcza się tak błyskawicznie, budząc niepokoje związane z etyką i finansami.
Przeniknięcie sztucznej inteligencji do przemysłu filmowego wydaje się nieuniknione, nie zatrzymamy tego procesu. Dlatego tak ważne jest, by jak najszybciej pojawiły się prawne zasady dotyczące generowania cyfrowych wizerunków realnych aktorów, piosenkarzy, lektorów i innych twórców. Te regulacje muszą z czasem objąć każdego człowieka, którego wizerunek może zostać odtworzony. Nie wyobrażam sobie – przede wszystkim ze względów etycznych – że przemysł rozrywkowy, bądź jakikolwiek inny, wykorzysta czyjś wizerunek bez zgody jego posiadacza. Wizerunek nie jest jedynie powłoką, którą można bez konsekwencji przekształcić w cyfrowy odpowiednik. Za czyjąś twarzą stoją określone idee, przekonania, światopogląd”

SCENARZYSTA, SZEF AGENCJI SCENARIUSZOWEJ:

“Wraz ze strajkiem pojawiły się spekulacje o możliwym wzroście liczby zamówień, ale nie widzę, by się materializowały. Wręcz przeciwnie – na rynku mamy przestój. Dodajmy, że ja widzę dziś w zamówieniach to, co na ekranach będzie za 2 lata, więc to jeszcze perspektywa nieuchwytna dla widza.
Myślę, że zapasy streamerów są wystarczająco bogate, by przetrwać strajk – to pierwsza sprawa. A inna rzecz to to, że Karolakiem nie zastąpimy Brada Pitta – więc sporo jest życzeniowego myślenia w wizji naszego bogacenia się na amerykańskim kryzysie, który w końcu musi się rozwiązać.
Na rozwiązanie kwestii tantiem dzięki konsensusowi, który miałby być wypracowany w Ameryce, nie liczę. Tu może pomóc tylko lokalny ustawodawca, bo jako branża jesteśmy zbyt słabi, by o nie sami zawalczyć. Nie sparaliżujemy, jak amerykańska gildia twórców, całej produkcji krajowej. Zresztą, kto by nas wsparł? Postulaty twórców natychmiast PR-owcy platform streamingowych obróciliby w wizje wzrostu cen abonamentów i walczenie o swoje prawa kosztem portfeli polskich widzów.
Jednym słowem, nie wiążę specjalnych nadziei na poprawę losu polskiego scenarzysty w związku z tym, co dzieje się za Oceanem”

BARBARA WIŚNIEWSKA – GRZESIAK, PRODUCENTKA WYKONAWCZA, VIAPLAY:

Dużo i na bogato już było. I za oceanem, i u nas. Rekordowy pod względem wydatków był 2021 rok. Netflix wydał wtedy 17 mld dol., przy czym od 2012 do 2022 roku wartość jego inwestycji w produkcję treści wzrosła siedmiokrotnie. Dziś platformy streamingowe doszły do ściany. Nie można w nieskończoność rosnąć. Rynek jest zatłoczony, więc znaczące przyrosty przychodów w postaci rosnących subskrypcji są coraz trudniejsze do osiągnięcia. A biznes przede wszystkim musi opłacać. Nie jest sztuką ‘utopić’ pieniądze w produkcji, którą obejrzy tylko promil spodziewanej widowni.

A przecież prócz nasycenia rynku, mamy kryzys, który dla streamerów oznacza raczej walkę o przetrwanie, a nie o laur zwycięzcy. Dlatego liczba produkcji – niezależnie o jakim rynku mówimy – na razie nie tylko nie będzie rosnąć, ale raczej spadać. Wystarczy przypomnieć rezygnację z lokalnych produkcji przez Viaplay w Europie, przez HBO Max w krajach nordyckich czy Europie Wschodniej, a także 3 miliardy dolarów oszczędności programowych już zaraportowanych przez Disneya. Nadawcy będą się uważnie przyglądać każdemu dolarowi czy złotówce, zanim zdecydują o ich wydaniu. I będą obstawiać tylko pewniaki. Nie spodziewam się żadnego czekania do trzeciego sezonu z decyzją o kontynuacji niemrawo rozkręcającej się produkcji. Dlatego w najbliższym czasie czeka nas wciąż frustracja wynikająca z rozdrobnienia praw, która spowoduje łączenie się serwisów. To już nastąpiło w przypadku Disney+ i Hulu. A także oglądanie treści z reklamami, a nie seriale na miarę ‘Sukcesji’ u każdego ze nadawców czy platform.
Z drugiej strony Polska jest jednym z niewielu krajów w UE z nierozwiązaną regulacja tantiem z Internetu. U nas ani scenarzyści, ani aktorzy, ani reżyserzy czy operatorzy nie dostają złotówki za wyświetlanie ich filmów i seriali w streamingu. Przynajmniej nie z terenu Polski. Jedocześnie w dobie globalizacji popularne produkcje są tworzone poza Stanami Zjednoczonymi. Dość wspomnieć o hitowych „Squid Game”, „Domu z papieru” czy nawet polskim serialu „Królowa” z Andrzejem Sewerynem. Może się więc okazać, ze platformy na dobre zastosują tę glokalność. Będą produkować lokalnie na globalne rynki, może niekoniecznie amerykański, ale np. indyjski czy australijski. A wtedy Polska, pozbawiona tych regulacji, umożliwiająca niedzielenia się zyskiem w twórcami, będzie do tego idealnym miejscem.
Czy tantiemy zagoszczą u streamerów? Mam wrażenie, że powtarza się sytuacja sprzed 200 lat – okresu rewolucji przemysłowej i społecznych zmian, jakie przyniosła. Twórcy – scenarzyści, reżyserzy, aktorzy – są bardzo rozczarowani swoją Ziemią Obiecaną w postaci dających im pracę platform streamingowych, które wciąż nie są gotowe podzielić się zyskam. Próbują więc dochodzić swoich praw strajkami. Po drugiej stronie mają jednak twardych graczy. Studia i zrzeszające je stowarzyszenia producentów robią wszystko, żeby złamać strajkujących twórców licząc na to, że do października, po 5 miesiącach strajku, większości scenarzystów skończą się środki do życia. I wtedy wrócą do pracy z podkulonymi ogonami.

Boję się, że w dobie nieuregulowanych kwestii użycia AI w procesie tworzenia kontentu, twórcom będzie jeszcze trudniej dochodzić swoich praw.
Futurolożka Amy Webb opracowała scenariusz nieodległej przyszłości – lat 30-tych. AI zdobywa w nim Emmy za najlepszą reżyserię – to remake serialu „The Golden Girls”. W tej wizji przyszłości serial jest nominowany do nagrody za kreatywność… Brzmi trochę nieprawdopodobnie, ale czy tak bardzo ? A przecież sztuczna inteligencja ma jeszcze tę przewagę nad scenarzystami, reżyserami i aktorami, że nie strajkuje i nie pikietuje. Po prostu robi swoją robotę i tyle. Tylko czy będzie w stanie wymyślić drugie uniwersum “Diuny”? Frank Herbert poświęcił 6 lat na research nim usiadł do pisania.
Widać, że Netflix nadal nie do końca poważnie traktuje obydwa strajki – scenarzystów i aktorów. Serwis Engadget poinformował, że platforma szuka właśnie specjalisty od sztucznej inteligencji, a dokładnie od uczenia maszynowego, oferując bardzo atrakcyjną stawkę od 300 do 900 tysięcy dolarów rocznie. Daje to kilka tysięcy dolarów dniówki, co zestawione z dniówkami aktorskimi rzędu kilkuset dolarów, dowodzi zlekceważenia postulatów strajkujących.

Jeśli chodzi o Polskę, nie spodziewam się szybkiej zmian w sytuacji twórców. To nie górnicy, że można się obawiać palenia opon przed którymś z ministerstw. Było blisko podjęcia zadowalających decyzji, ale okazało się, że Reed Hastings jest bardzo skutecznym lobbystą. I po jego zeszłorocznym spotkaniu z premierem i prezydentem, nowelizacja prawa autorskiego utknęła w martwym punkcie. A przecież nie ma powodów, by platformy streamingowe, właśnie w kwestii prawa autorskiego były inaczej traktowane niż operatorzy sieci kablowych, kin czy wydawcy płyt.
I tu płynnie przechodzimy do kolejnego zagadnienia, które ściśle wiąże właśnie z postulatami strajkujących w Stanach Zjednoczonych. Czy ureguluje się światowo kwestię wykorzystania AI w produkcji? Wydaje mi się, że przynajmniej w USA droga do takich regulacji jest jeszcze dalsza niż do uregulowania praw twórców. To właśnie zwłaszcza w USA przepisy nie nadążają za rzeczywistością. Bo tam wykorzystanie IA w procesie tworzenia rozrywki może mieć tak wiele oblicz, jak wiele jest produkcji. Począwszy od cyfrowego ożywienia czy odmłodzenia aktorów, jak w przypadku Harrisona Forda, który pojawił się znacznie młodszy w piątej części przygód Indiany Jonesa; przez zastąpienie aktorów dubbingowych cyfrowymi skanami, a skończywszy na 9 wersjach językowych na 9 różnych rynków nagrywanych przez jednego aktora czy celebrytę. To przypadek Davida Beckhama w kampanii Malaria Must Die, który posługuje się w niej m.in. arabskim, mandaryńskim czy Yoruba. Co ciekawe Unia Europejska jest w absolutnej awangardzie regulacji technologii. Mamy teraz na tapecie AI Act przegłosowany w Parlamencie Europejskim w połowie czerwca, który ma zadbać o to, żeby AI nie była tylko wsparciem dla wielkiego biznesu, a także minimalizować ryzyka wynikające z jej użycia, np. wykluczając sytuacje rodem z „Raportu Mniejszości”. Nie obywa się oczywiście bez lobbyingu wielkich graczy zza oceanu, którzy grożą wycofaniem się z europejskiego rynku. Instytucje unijne nie powinny się poddawać takim naciskom, zwłaszcza, że AI Act dotyczy tylko komercyjnych zastosowań sztucznej inteligencji i nie ogranicza badań naukowych. Oczywiście dyrektywa wyznacza ogólne ramy, a wszystko będzie zależało od implementacji tego prawa na grunty krajowe. Czyli przed nami wciąż daleka droga”

REMI TERESZKIEWICZ, CEO BETA SERIES, PLATFORMY ZRZESZAJĄCEJ FANÓW SERIALI I ANALIZUJĄCEJ ICH ZACHOWANIA:

“Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie o możliwe skutki strajku w Ameryce na Polskę i CEE. W Europie działają trzy kategorie kupujących. Są to bezpłatne telewizje lokalne, płatni nadawcy oraz platformy streamingowe.
Lokalne stacje finansowane reklamą kupują głównie lokalne treści lub starsze amerykańskie produkcje z katalogów. Dziś ich biznes jest pod dużą presją, wywołaną głównie ekspansją Mety i Google, więc pewnie będą przesuwali budżety w kierunku tańszych niescenariuszowych (unscripted) produkcji. Na ich działce strajk się nie odbije.
Jeśli chodzi o platformy – one mają dużo więcej amerykańskich treści. I są dziś pod dużą presją ze strony inwestorów. Rzeczywiście mogą kupować więcej lokalnych programów, także z powodu ustawowych limitów europejskich treści. Podejrzewam jednak, że będą sięgać raczej po gotowe już filmy czy seriale. Będą też być może zamawiać więcej rzeczy z kategorii ‘unscripted’, jak choćby sport, ewentualnie tańsze i szybsze w produkcji rzeczy scenariuszowe. Niektóre platformy będą też po prostu kupować mniej. Disney+ już raportował oszczędności wynikające m.in. ze strajku…
Trzecia kategoria to płatne stacje, które mają więcej lokalnych treści niż amerykańskie platformy, więc mają też więcej opcji. Kupują mniej premierowych treści niż platformy, aktualnie również są pod presją finansową. W ich przypadku również spodziewam się większego zainteresowania tańszym ‘unscripted’.
Reasumując, powiedziałbym, że strajk w USA nie wywróci do góry nogami lokalnych zamówień. Niektórzy producenci mogą zyskać, choć głównie w kategorii dokumentalnej, sportowej, rozrywkowej (słowem – ‘unscripted’), chodzi tu przede wszystkim o szybkie produkcje. I wreszcie – jeśli w kolejnych miesiącach widzowie będą mieli mniej amerykańskich premier, to naturalnie mocniej zainteresują się lokalnym programmingiem. Pośrednio więc strajk może pozytywnie wpłynąć na zainteresowanie takimi treściami”

Joanna Nowakowska

Żyje z pisania, ale woli czytanie. Łącznie od ponad dekady śledzi rynek telewizyjny, a od jakiegoś czasu ma wrażenie, że rynek śledzi również ją :) Obowiązki naczelnej ScreenLoverki łączy z pracą w agencji mediowej, do której przeszła z Atmediów. Poprzednio - dziennikarka „Media & Marketing Polska”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.