Kontentowe obżarstwo, formatowa wtórność: prosto z MIPCOM 2021

„More is never enough” – mówią analitycy o postępującej eksplozji treści wideo. Kręci się dziś w ilościach hurtowych, a mimo to producenci nie nadążają za popytem sukcesywnie podkręcanym przez streamerów. Cała branża – TV i OTT, narzeka na niedosyt ciekawych programów i utalentowanych twórców. Tegoroczny MIPCOM zostawia ScreenLovers z wrażeniem, że ciekawsze rzeczy dzieją się dziś w dokumencie i serialu, aniżeli formatach rozrywkowych, zdominowanych przez randki.

Welcome back! – witają szyldy MIPCOM, odbywającej się wreszcie w realu najważniejszej konferencji i targów telewizyjnych. W jej tegorocznej odsłonie, skromniejszej niż poprzednie stacjonarne edycje, odbijają się jeszcze (oby przejściowe) pandemiczne trudności. Widać je przede wszystkim w wyraźnie okrojonej liczbie stoisk, ale i agendzie, która równolegle musiała tym razem pomieścić programy głównej imprezy, jak również dziecięcej konferencji MIPJunior, startującej w poprzednich latach dwa dni wcześniej.
Mniejsza skala MIPCOM bynajmniej nie powinna sugerować spadkowych tendencji w produkcji. Rozkwit rynku treści zdumiewa skalą, wszak już przed pandemią słyszało się o nadchodzącej niechybnie weryfikacji „kontentowej bańki”.

Dziś słyszy się już raczej o pomysłach na rozładowanie przegrzanych produkcyjnie rynków – w Danii np. rozważają obłożenie serwisów streamingowych podatkiem, którego część finansowałaby edukację przyszłych twórców (wspominał o tym Sune Roland Jensen z TV2 Denmark). Do czasu jednak nim podatek wprowadzą, a nowi adepci się wykształcą, minie 5-10 lat. Czy nadal pod znakiem gorączki, o której nie przestają mówić w Cannes?

Siła lokalności w serialach

Punktem zwrotnym miała być pandemia, jednak COVID tylko na chwilę przystopował produkcję. Imponujące wzrosty obserwujemy przede wszystkim w serialach, jak twierdzi Glance, firma badawcza z grupy Mediametrie. Dane Glance z 48 rynków mówią, że od maja 2020 do kwietnia 2021 powstało 6650 nowych seriali, na samych platformach streamingowych było ich o 48 proc. więcej niż w całkiem jeszcze przedpandemicznym sezonie 2018/2019.

„Kontentowe obżarstwo” (content gluttony), o którym mówili analitycy, bazuje m.in. z rozkwicie lokalnych produkcji. Statystyki dla kluczowych 11 analizowanych przez Glance rynków dowodzą apetytu na rodzime treści. Udział lokalnych primetime’owych seriali w oglądalności wyraźnie przewyższa ich udział w czasie nadawania.

Zwrot ku lokalności i osadzaniu produkcji w krajowych realiach widać też w strategii globalnych streamerów – tylko w 2020 r. powstały 72 nieamerykańskie i niebrytyjskie seriale na potrzeby platform VOD, o 53 proc. więcej niż w 2019. Popularność tych rozmaitych lokalnych produkcji na Netfliksie, którą Glance z pomocą partnerów zaczyna na kolejnych rynkach mierzyć, pokazuje, że to właściwy kierunek inwestycji. Dane dla 5 największych streamingowo rynków pokazują, że widzowie doceniają różnorodność i szukają na Netfliksie lokalnych treści spoza swoich regionów, co jeszcze parę lat temu np. dla Brytyjczyków, wpatrzonych mocno w rodzime produkcje, nie było takie oczywiste.

Docuseries w natarciu

Serialowy boom napędzają m.in. docuseries skoncentrowane na wielkiej polityce, sporcie (kategoria bijąca od pandemii rekordy wzrostów) i osaczających nas technologiach. Silny nurt w docuseries tworzą tzw. docucrimes, od kilku lat mocno eksploatowane przez Netflix z „Making a murderer”, „The ripper” czy „This is a robbery” jako przykładowymi pozycjami z czołówki najlepiej wg Glance oglądanych docuseries serwisu.
Inną, typowo post-covidową tendencją w serialach jest większe zainteresowanie komedią, widoczne nie tylko, ale najmocniej w Japonii i Dani, gdzie właśnie komediowe produkcje biją w ostatnim roku rekordy wzrostów. Zapotrzebowanie na lżejsze, kojące treści to jeden z widocznych na całym świecie kierunków. Ten pandemiczny eskapizm podsumujemy jeszcze przeglądami najciekawszych rzeczy w kategoriach dokumentu i serialu, ale przeskoczmy na razie na rynek formatów…

Seks i nuda

Może to obawa przed eksperymentami w czasie zażartej walki o widza, a więc odbicie rynkowych realiów, a może tylko kwestia doboru nowych formatów ze świata w tradycyjnie obleganej sesji The Wit? W każdym razie zostaliśmy po MIPCOM z wrażeniem, że w świecie rozrywkowych show dzieje się może i dużo, ale niezbyt oryginalnie.

foto: ReedMidemPhotos

Przegląd najświeższych formatów prezentowanych przez Virginię Mouseler, zdominowały tej jesieni randki, rywalizacja i celebryci. Czy tylko ScreenLovers ma poczucie, że nie widać w nich świeżej energii? Sprawdźcie:

• W brytyjskim „Love trap” 12 kandydatek walczy o względy singla, który ma tylko 50 proc. szans na dobry wybór. Tylko 6 uczestniczek jest bowiem rzeczywiście zainteresowana miłością. Pozostałe walczą tylko o nagrodę pieniężną.

• „The Love Triangle”, także z UK, jest z kolei o poszukiwaniu udanego składu trójkąta. Pary dobierają sobie singla, który pod każdym względem pasuje obu stronom, następnie to singiel decyduje czy pasuje mu pozostałe 2/3 potencjalnego układu. Poliamoryczne relacje, jak twierdzi producent, interesują dziś co czwartego 18-24 latka, może więc jest potencjał?

• „Kinky daters” – kolejny format o poszukiwaniu miłości – uchyla drzwi do świata nietypowych upodobań i fetyszy. To spośród indywidualności z oryginalnymi, niekiedy kontrowersyjnymi pasjami wybiera singiel poszukujący pary. Czy zdecyduje się na eksperyment?

• W wymyślonym przez Szwedów „Sexy hands” wszystko jest w rękach uczestników, i to dosłownie. Wybierającego parę oraz kandydatów do randki oddziela „ściana miłości”, przez którą wystawiają oni jedynie ręce. Z pomocą znaków wydawanych za ich pośrednictwem mogą przekazać sobie wiadomości i na tej podstawie ocenić czy znajomość rokuje.

• W holenderskim “B&B of Love” to właściciele tytułowych biznesów bed and breakfast szukają wymarzonego rezydenta na stałe, który będzie z nimi dzielił i łóżko, i śniadania.

• Fantazję okazali twórcy „My 200-year old Boyfriend”, w którym celebrytka szuka idealnego męża na przestrzeni wieków. Zaczyna w 14-tym stuleciu, a historycy pomagają odtworzyć realia życia i relacji z dawnych epok, by gwiazda mogła rozeznać się, kiedy miałaby szansę trafić na idealnego mężczyznę.

• Odpocznijmy na chwilę od miłości. „No more secrets” mierzy się ze wstydliwymi, najgłębiej skrywanymi sekretami. Jak pokonać strach i opory przed podzieleniem się nimi ze światem? Wyjawiając je najpierw zupełnie anonimowo, przed obcymi, następnie również przed nieznajomymi – ale już twarzą w twarz, by na koniec zdobyć się na odwagę i porozmawiać o bolesnych tabu z najbliższymi. Przełamywanie kolejnych barier śledzą kamera i widzowie. Wymyślono w Izrealu.

• „New job blind contract” to z kolei szansa dla unieszczęśliwionych swoją aktualną pracą – mają szansę otworzyć zupełnie nowy zawodowy rozdział, jednak o tym gdzie rozpoczną nową pracę, postanowią za nich profesjonalni doradcy. Podpisują w ciemno nowy kontrakt, a po pół roku decydują czy nowa praca zmieniła ich życie na lepsze. Made in Netherlands.

• We francuskim „Tiny house for big love” uczestnicy podróżują wraz ze swymi maleńkimi posiadłościami, poszukując współlokatora na stałe. Każdy przystanek to szansa na szybkie przetestowanie wspólnego życia u boku nowego kandydata i decyzję czy warto kontynuować wspólną podróż.

• Na podobny pomysł wpadli w Kanadzie – tu jednak miłość może rozkwitnąć w vanie. Love vanto historie 6 singli, który wybierają spośród zabieranych z kolejnych przystanków autostopowiczów/ek. Od tego jak przebiega wspólna podróż i życie w vanie zależy czy współpasażer/ka wysiądzie na kolejnym przystanku czy może zostanie na dłużej?

• Miniaturyzacja mieszkań to trend, który eksplorują także holenderscy twórcy „Tiny House Battles”. Tym razem to konkurs dla budowniczych maleńkich domków – w 7 dni tworzą oni projekt, który ma trafić w gust inwestora.

• Małe metraże to nie tylko trend w mieszkalnictwie. Belgowie wymyślili właśnie format, w którym 10 kandydatów tworzy w kontenerach miniaturową wersję wymarzonej restauracji. Jurorzy decydują kto otrzyma 15 tys. euro na faktyczny rozruch “My tiny restaurant“.

• Jedna para jurorów widzi tylko ruchy, a druga jedynie słyszy śpiew. Każda musi być „za”, by kandydat mógł zaprezentować się w pełnej krasie i powalczyć, już także przed głosującymi widzami, w finale tego nietypowego belgijskiego show „The box of talents”.

• Nie wszystkim udało się osiągnąć w muzyce to, czego chcieli, ale „Alter ego” daje im drugą szansę. Nieznani piosenkarze tworzą tu swoje awatary, które za nich zrobią show na scenie. Niespełnione wcześniej marzenia z technologią motion capture (przechwytywanie ruchu) połączyli Amerykanie.

• Zabaw z technologią w formatach jest dziś niemało. Kolejnym miks rzeczywistości z cyfrowymi możliwościami to holenderski „Avastars”, w którym wirtualny supertalent powstaje dzięki połączeniu świetnego tancerza ze zdolnym piosenkarzem.


• O tym, że trudno wymyślić coś nowego w przerobionych już na tyle sposobów muzycznych show świadczy brytyjski „Starstruck. Mamy tu więc uczestników, którzy poddani widowiskowej charakteryzacji odwzorowują na scenie swoją ukochaną gwiazdę. Trick polega na tym, że towarzyszy im dwóch innych „artystów”, po podobnej metamorfozie. Tak uformowane tria walczą o udział w finale programu.

fot: www Banijay Rights

Joanna Nowakowska

Żyje z pisania, ale woli czytanie. Łącznie od ponad dekady śledzi rynek telewizyjny, a od jakiegoś czasu ma wrażenie, że rynek śledzi również ją :) Obowiązki naczelnej ScreenLoverki łączy z pracą w agencji mediowej, do której przeszła z Atmediów. Poprzednio - dziennikarka „Media & Marketing Polska”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.