Polskie produkcje nie robiły dotąd oszałamiającej kariery za granicą. Ograniczenia językowe, specyfika kulturowa, niewielkie budżety, a i niemrawe zabiegi promocyjne – to wszystko pewnie sprawia, że o Polsce nieczęsto słyszy się na globalnych rynkach TV. Także na MIPTV w Cannes, niestety – tradycyjnie, polski biznes telewizyjny nie był specjalnie widoczny. Honor naszego rynku ratował Dariusz Jabłoński, który z pasją mówił o wschodnioeuropejskiej tradycji opowiadania filmowych historii w kontekście zbliżającej się premiery „Zasady przyjemności”. Czy pierwsza polsko-czesko-ukraińska koprodukcja będzie pierwszym śmiało podróżującym polskim serialem?
Dopiero w przedostatnim dniu canneńskich targów, podczas rozmowy z Dariuszem Jabłońskim, szefem Apple Film Production, błysnęła Polska jako rynek, który tworzy coraz bardziej obiecujące produkcje, potencjalnie także na rynek światowy.
– Moja publiczność może być wszędzie. Bycie niewielkim producentem nie ogranicza. Nowa globalna era w produkcji filmowej i serialowej daje szansę Europie Wschodniej i myślę, że dla widowni ze świata to też okazja, by poznać naszą bogatą tradycję w opowiadaniu historii. Liczę, że „Zasada przyjemności” będzie pierwszym wschodnioeuropejskim serialem, który ruszy w świat – mówił szef Apple Film Production. Dariusz Jabłoński reżyserował „Zasadę przyjemności”, pierwszą koprodukcję, w której połączyły siły Polska, Ukraina i Czechy. Serial wg scenariusza Macieja Maciejewskiego (współtwórca dwóch sezonów „Gliny”) rozgrywa się równolegle w Warszawie, Pradze i Odessie – policja z tych trzech miast pracuje nad rozwikłaniem zagadki powiązanych ze sobą morderstw.
Czy „Zasada przyjemności” ma potencjał, by ruszyć po światową publiczność? W czerwcu w Canal+ będzie okazja sprawdzić. A później – zapytać Parrot Analytics, czyli agencję badawczą, która monitoruje popularność seriali na światowych rynkach, jak „Zasadzie…” poszło.
A na razie wiemy od Parrot jak poszło dwóm innym głośnym polskim serialom – czyli „1983” (produkcja Netflix) oraz „Ślepnąc od świateł” (HBO). Specjaliści z Parrot Analytics wpadli do Cannes, więc mieliśmy ich okazję zapytać o podróżnicze losy dwóch głośnych polskich premier z końca 2018 roku.
Jaką popularność osiągnęły te seriale w Polsce, sprawdzaliśmy już parę tygodni temu z Panelem Ariadna – „Ślepnąc…” z 1,62 mln internautów twierdzących, że widzieli wszystkie odcinki, bił „1983”, który osiągnął 0,94 mln (po więcej zerknijcie TU:). Dane Parrot, uwzględniające poza obejrzeniami czy ściągnięciami także buzz wokół serialu wyrażany przez publiczność w różnych formach, pokazują większą przepaść między „Ślepnąc” a „1983” w ujęciu „per capita” (pozwala nam ono w porównaniu oderwać się od wielkości populacji na rynkach, które zestawiamy). Co więcej, „1983” nie osiągnął nawet w Polsce takiej popularności jak „Ślepnąc…” w Hiszpanii.
Zerknijcie na dane (najlepiej kliknąć w obrazek):
Interesujący w kontekście popularności obu omawianych polskich seriali z 2018 r. wydaje się wątek Hiszpanii, która okazuje się ich najżyczliwszym odbiorcą (tę sympatię w imieniu rodaków odwzajemniam choćby poprzez „Casa del papel”). W przypadku „Ślepnąc…” widać też pewne zainteresowanie rynków skandynawskich, a w przypadku „1983” – odzew widzów rosyjskich.
Czekając na polsko-czesko-ukraińską koprodukcję, życzmy jej, żeby nie tylko w Polsce powtórzyła sukces serialu HBO. I żeby Polska w końcu kiedyś znalazła się na podobnej liście:
źródło: The Wit