Nasza relacja z Cannes przyjmie formę migawek. Jakie trendy, obserwacje i nowinki przykuły naszą uwagę w rozmowach, panelach i na konferencjach towarzyszących MIPJunior?
SVOD w natarciu
Streaming i subskrypcje – to chyba najcześciej przewijające się dziś hasła w biznesie telewizyjnym. Jak się okazuje – także dziecięcym. Na MIPJunior prezentowali się managerowie takich projektów jak Toca TV, Toon Goggles, Gingersnap, Curious World, czy Kidspiration.TV. Ich twórcy nie dają wiary w to, że Netflix przyciągać będzie wszystkie segmenty publiczności i widzą rynek dla swoich projektów – interaktywnych, z oryginalnymi treściami, dostępnych wygodnie na różnych ekranach. Najwięksi nadawcy dziecięcy nie przyglądają się biernie ich ofensywie – Disney uruchomił już na kilku rynkach (UK, Chiny) swój serwis SVOD, DisneyLife (z subskypcją na poziomie 9,99 funta w UK), podobnie jak digitalowi giganci wideo – Hulu, Amazon, czy rzeczony Netflix, sprawnie rozbudowujące ofertę dla młodszych publiczności. Jak słyszymy – nadawców frustrować ma postawa dystrybutorów kontentu dziecięcego, którzy dziś myślą raczej o zabezpieczeniu kontraktów z globalnymi graczami, jak Netflix, aniżel z lokalnymi kanałami z poszczególnych rynków. Walka o prawa staje się więc i w tym segmencie wyjątkowo zażarta.
„Tween desert”, czyli skazani na Youtube
W swojej arcyciekawej prezentacji pięciu megatrendów z rynku dziecięcej rozrywki, Emma Worollo z The Pineapple Lounge, wskazywała na kontentową pustkę w segmencie wczesnomłodzieżowym (szczególnie – 11-12 lat). Ta część pokolenia Z (urodzeni między 2000 a 2010 rokiem), która wydostała się już z ciepłych objęć nadawców i wydawców dziecięcych, nie bardzo ma czego szukać w ofercie mediów masowych.
– Z tym segmentem zawsze był problem. Trudni, kapryśni, ryzykowni, a do tego stanowiący relatywnie mały rynek – mówiła Worollo. Wykopani w kosmos dorosłych treści – giną. Ofertę mają dla nich Youtuberzy i … wydawcy książek. Zdaniem managerki z The Pineapple Lounge, rynek mediów młodzieżowych zmieni się diametralnie za 10 lat – gdy dzisiejsi „Zet” wejdą na rynek i stworzą na nim jakość, której im samym brakowało w tym okresie życia.
‘Teen dramas’ jednak w natarciu?
O tym, że jednak mają ofertę dla młodzieży, przekonywali twórcy seriali z niemieckiej ZDF i meksykańskiej Televisa. Niemcy chwalili się (niestety bez podawania ratingów) takimi serialami jak Dance Academy, Mako Mermaids, czy Wolfblood (koprodukcja z BBC), z kolei Televisa prezentowała m.in. Love Divina, serial z gwiazdą Youtube w roli głównej (jak usłyszeliśmy – na rynkach Ameryki Południowej przepływ między TV a Youtubem to niezwykle silny trend). Televisa zwróciła uwagę na rosnący i – wręcz zaskakujący dla jej firmy – popyt na seriale ze strony europejskich rynków. Być może więc lekceważenie młodzieży, o którym wspominała szefowa Pineapple Lounge, dotyczy przede wszystkim rozwiniętych rynków Zachodu, na których rzeczywiście nieco zbyt mocno skupiono się na bardziej „dojnych” segmentach widzów.
Sztuczny girls empowerment
Dzisiejsze dziewczynki wzrastają w czasach „women empowerment” i dostają od społeczeństwa bardzo motywujące, ale i wymagające przekazy.
Według Pineapple Lounge te hasła nie trafiają na podatny grunt w komunikacji z „Zetami”, którzy chcą być po prostu sobą. Obowiązki wynikające ról przypisanych płci coraz mniej interesują także najmłodszych, czyli pokolenie Alpha (urodzeni już po 2010 r.). Od nich można usłyszeć, że gender to kwestia wyboru (hm, ciekawe jak to wygląda w Polsce?). W kontekście intensywnej promocji „girls empowerment” uwadze nie powinni byli umknąć, a chyba trochę umknęli – chłopcy. Starsze pokolenie skupione na podkreślaniu historii kobiet sukcesu powinno już tę narrację odpuścić. Według łowców trendów z Pineapple Lounge, dzieci millenialsów, nie będą już na nią zupełnie podatne.
Twórcy hiperodpowiedzialni
Jak mówiła producentka z Chin, dzieci z nuklearnych wielkomiejskich chińskich rodzin nie mają wiele czasu na telewizję, a ich rodzice naprawdę uważnie podchodzą do treści, na jakie potomkowie poświęcają czas. To wymusza na producentach wyjątkowo odpowiedzialne podejście i adekwatne opakowanie – takie, które proedukacyjnym rysem zachęci także rodziców. Chiny nie są tu oczywiście wyjątkiem. Troskę o dzieci niosą na swych sztandarach niemal wszyscy uczestnicy mediowego biznesu dziecięcego.
Momentami aż trąciło przesadą to hiperodpowiedzialne podejście prezentujących się na MIPJunior telewizji i serwisów dla najmłodszych. W panelu „How devices can help (re)connect parents and kids” właściciel aplikacji Gingersnap pozwalającej uczestnikom przesyłać spersonalizowane gry, podkreślał, że jego biznes gruncie rzeczy sprzyja budowaniu relacji rodzinnych. Dziadek mieszkający tysiące kilometrów od swoich wnucząt, może im wysłać grę, w której dzięki umieszczeniu swojego zdjęcia, będzie jednym z bohaterów. Następnie wnuki mogą odesłać swoją wersję gry, w której to one będą występowały.
Jak bardzo jej firma dba o higienę psychiczną najmłodszych podkreślała także CJ Kettler z HMH (właściciel Curious World), która wspominała, że programy jej firmy zachęcają dzieci do aktywności offline.
Zdroworozsądkowym głosem w dyskusji okazał się Dave Glauber z Toca TV. – Całe dzieciństwo spędziłem przed telewizorem – powiedział. I dzięki temu robi dziś to, co kocha – programy dla dzieci. Tablety, smartfony czy laptopy to urządzenia, z których można korzystać na wiele – także twórczych – sposobów. Nie ma więc co demonizować ilości czasu spędzanego przez dzieci przed ekranami i w towarzystwie technologii, które ludzkość sama stworzyła.
Poznaj moją rodzinę!
To żaden obciach mieć świetne relacje z rodzicami i lubić spędzać z nimi czas. Minęła epoka buntu młodych przeciwko rodzinie. Bo rodzina to dziś kluczowy element budujący markę osobistą youngsterów z pokolenia „Z”. Ten trend nie uchodzi uwadze twórcom mediów, które coraz częściej repozycjonują się z „dziecięcych” na „rodzinne” i dostarczają treści, które poruszą zarówno dzieci, jak i rodziców. Wspomnijmy choćby Monchichi – czyli kultową małpkę ożywioną niedawno w serialu (skądinąd to jeszcze jeden trend – producenci wideo czerpią dziś od producentów zabawek, a nie tylko w drugą stronę). Wychowani w latach 80-tych rodzice z nostalgią spoglądają na małpki, którymi bawili się przez pół dzieciństwa. Dla dzieci to po prostu świetny nowy bohater.
Wielcy nie dla młodych
Duzi nadawcy nie zawracają sobie głowy dziećmi. Skupienie dużej czwórki na dojnej grupie 16-49 przez lata pozwalało w Polsce rozwijać się segmentowi płatnych kanałów dziecięcych (aż do TVP ABC, która przejęła misyjne obowiązki wobec dzieci i przechwyciła część małej publiki). Nie inaczej sprawy się mają na innych rynkach. Młoda producentka z Chile szukała w Cannes pomysłów na sprzedaż swoich animacji – w jej kraju duże stacje nie interesują się małym widzem, a międzynarodowi nadawcy płatnych kanałów (jak choćby Disney) bazują na własnym kontencie. Jej biznes nie może więc ruszyć z miejsca na chilijskim rynku.
Jeśli posłuchać o trudach, jakie z pozyskaniem dobrego programmingu mają dziś różni gracze z dziecięcej sceny mediowej, na MIPJunior pewnie nawiązała relacje, które pomogą sprzedać poza granicami Chile. Okazji nie brakowało.