Na MIPCOM w zasadzie każdy prezentujący się producent powtarzał, że lepszych czasów dla jego biznesu nie było. Poza tradycyjnymi nadawcami, którzy szukają filmów, seriali i dokumentów, o formaty z potencjałem walczą też ‘new kids on the block’, czyli Netflix, Amazon, Hulu i mniejsze platformy VOD/OTT inwestujące w oryginalne treści.
Czy któregoś dnia ci nowi gracze na rynku produkcji i dystrybucji treści zastąpią tradycyjną TV? Trudno powiedzieć. Na MIPCOM w Cannes prezentował się Liberty Global (w Polsce właściciel m.in. UPC, a kiedyś także udziałowiec śp. Atmediów), którego przyszłość mocno zależy od odpowiedzi na to pytanie. Liberty Global najął analityków z Business Consulting, by wypracowali wizje rozwoju branży dystrybucji wideo. Wśród 5 możliwych scenariuszy, które nakreślili konsultanci znalazł się i taki, w którym to program tradycyjnych nadawców będzie częścią „strumienia” oferowanego przez internetowych agregatorów treści (jak wspomniani Netflix, Amazon czy Hulu). W takim scenariuszu z gry wypadają kablówki i platformy satelitarne, których rola ogranicza się do dostarczenia internetu. Ten wariant zakłada jednak, że konsumenci w pełni przestawią się na model „on demand”, w który ja osobiście nie do końca wierzę. Mam wrażenie, że analitycy pomijają w nim psychologię zachowań widza, nie zawsze przecież chętnego do przebierania w morzu treści i dokonywania wyborów. Prezentacja Ericssona (również pokazywana na MIPCOM) dostarczyła mi nawet danych na poparcie tej tezy.
Potwierdzają one moje własne wybory. Netflix, kiedy mam sporo wolnego czasu albo pasywne skanowanie oferty TV, kiedy nie mam siły i ochoty na podjęcie nawet tak błahej decyzji jak „co obejrzeć?”. Samo poszukiwanie filmu lub serialu oczywiście także może być przyjemnością, ale wymaga czasu.
Bardziej prawdopodobny – według Liberty Global – jest więc scenariusz ‘ewolucyjnego’ rozwoju rynku. Nikt nie ginie w nagłych i tragicznych okolicznościach.Wszyscy gracze – ogólnodostępne kanały, płatne stacje i platformy ‘na życzenie’ – rozwijają się i dostosowują do zmieniających realiów rynku.
Właściwie w każdej sytuacji beneficjentem lub przynajmniej bezstratnym graczem okazują się twórcy programów, przede wszystkim takich, które sprawdzają się zarówno w tradycyjnym, jak i nielinearnym świecie. Taki udało się stworzyć np. Norwegom z publicznej NRK. Ich „Skam” (w wersji angielskiej „Shame”) to serial dla nastolatków, który przyciągnął w sieci znacznie więcej widzów niż liczy ta grupa wiekowa w Norwegii. Tradycyjna linearna telewizja już w założeniu była tylko „bonusowym” ekranem dla tego formatu, jak mówiła Marianne Furevold-Boland z NRK. Norwedzy codziennie wypuszczali do internetu kilka minut dziejącej się w czasie rzeczywistym akcji (w Sylwestra o 20:00 widzowie widzieli dokładnie tę samą porę i okoliczności u bohaterów serialu). Widzowie mogli więc na bieżąco wchłaniać te miniatury albo czekać do końca tygodnia, aż uzbiera się cały odcinek.
I mam wrażenie, że raczej w tym kierunku idzie dzisiaj myślenie rynku. Na MIPCOM mniej już słyszało się o programach tworzonych specjalnie na komórki, czy do sieci – a raczej o takich, które mają potencjał być hitem niezależnie od ekranu, czy platformy.
Szkoda, że o swoich pomysłach na takie formaty nie opowiadali na żadnej z canneńśkich scen Polacy – tak słabo widoczni na największej telewizyjnej imprezie Europy. Jako największy rynek CEE, z tak królewską rolą telewizji w czasie poświęcanym na media i w budżetach reklamowych, naprawdę mamy przecież o czym opowiadać. Na szczęście przynajmniej w konferencyjnej gazecie – mipcom.NEWS można było wypatrzeć twarze z Polski