Netflix nad Wisłą – skazani na sukces?

A gdyby tu było przedszkole w przyszłości… powiedział filozoficznie milicjant Szczupak. A gdyby tu był Netflix, nad Wisłą… rozważa dziś Kamil Kołak. A jako, że szanse rychłego pojawienia się Netfliksa w Polsce są spore tym bardziej warto zgłębić na ile “Netfliksomania” może opanować nasz piękny kraj. Oddajmy głos ekspertowi.


W zeszłym tygodniu pojawiła się w Internecie informacja o planowanym w niedługim czasie uruchomienia usług Netfliksa w Polsce. Pokrywa się to z deklaracjami właścicieli, którzy zapowiadali, że do końca 2016 chcą być dostępni praktycznie na całym świecie (ponad 200 krajów). Pojawiły się niemalże natychmiast bardzo różne, skrajne i sprzeczne opinie na temat tego, jak potentat poradzi sobie nad Wisłą. Jedni czekają na to jak na wyprzedaż Crocsów w Lidlu twierdząc, że będzie to rewolucja i zmiecie konkurencję, inni natomiast, że Polacy kochają to co lokalne i bez takich produkcji nie sposób osiągnąć sukces. Jak to więc będzie z tym Netflixem w Polsce?
Prawda jak zawsze leży bardziej po środku. Zależnie od tego jaką liczbę subskrybentów uznamy za sukces i z jakiej perspektywy mówimy o rewolucji. Z perspektywy statystycznego Kowalskiego nie zmieni się absolutnie nic. Anegdotyczny Pan Janusz nie będzie zainteresowany dodatkową usługą (płatną), z zagranicznymi produkcjami. Ponadto barierą jest konieczność oglądania materiałów na komputerze lub podłączenie TV do Internetu. Dodatkowo telewizja spełnia raczej rolę medium biernego odbioru – wystarczy włączyć i gotowe, najnowszy odcinek o rolnikach szukających swoich wybranek już trwa. Nie trzeba być na bieżąco, wiedzieć co warto oglądać i jakie produkcje wchodzą na mały ekran. Do tej grupy będzie Netfliksowi dotrzeć najciężej i patrząc z perspektywy stacji TV nie spodziewam się ogromnych zmian. Ci, którym nie odpowiada program nadawany w TV, ten styl rozrywki, już dawno przestali oglądać, albo robią to bardzo sporadycznie. Dlatego TVN czy Polsat mogą spać spokojnie i cały czas znajdą się miliony chętnych, żeby obejrzeć ich lokalne produkcje.


Patrząc z punktu widzenia drugiej grupy, czyli fanów internetowego dostępu do seriali, zmienić może się sporo. Jest duża grupa osób, która już teraz poprzez serwery przekierowujące IP oraz inne zabiegi loguje się do amerykańskiego Netfliksa i płaci ok.. 8$ miesięcznie. Dla tych konsumentów będzie to powiew normalności i usunięcie trudności z dostępem do produktu, z którego korzystają. Jednak nie chodzi już nawet o samą ofertę Netfliksa, która póki co jest w Polsce leganie niedostępna, ale o to jak zareaguje konkurencja. Naturalne jest, że lokalne serwisy będą uważnie przyglądać się poczynaniom amerykańskiej firmy. Będą też starać się zatrzymać użytkowników, oferować nowe produkty i ulepszać swoją ofertę. Może przychylniej spojrzą w stronę opcji abonamentowej zamiast kilku/kilkunastu PLN za odtworzenie jednego filmu ze swojej bazy. Także ta grupa osób może tylko zyskać w 2016 roku.


Jest jednak jeszcze cała rzesza osób „pomiędzy”, które lubią od czasu do czasu obejrzeć coś w TV, szczególnie z polskich filmów bądź seriali, ale brakuje im „czegoś”. To czy Netflix trafi do nich z ofertą zależy przede wszystkim od dwóch czynników: ceny i praw autorskich/dystrybucyjnych. Póki co nie wiemy jakiej ceny usługi w Polsce możemy się spodziewać. Dla przypomnienia, strona płata jest na zasadzie abonamentu i cena jej wynosi ok. 8$ w podstawowej wersji. Jak wiemy kwestia ceny dla oferty internetowego Video w Polsce jest bardzo istotna. Około ¼ wszystkich oglądających otwarcie mówi, że nie zapłaciliby żadnej kwoty za dostęp do tego rodzaju materiałów. Wolą „piracić”. W Internecie możemy znaleźć informacje, że w Polsce będzie kosztować od 8 zł do ponad 40 zł. Jest to więc ogromna dysproporcja. Jednak patrząc na aktualną ofertę serwisów VOD, nawet 40 zł nie wydaje się zaporową ceną. Pojedyncze filmy potrafią kosztować kilkanaście złotych, podczas gdy w formie abonamentowej mamy dostęp do całej bazy filmów i seriali. No właśnie, ale czy na pewno? Wiele zależy również od tego jakie prawa autorskie/dystrybucyjne amerykańska spółka będzie posiadała w Polsce. Wątpliwe jest, żebyśmy mogli korzystać z całej, kompletnej biblioteki amerykańskiej. Bardzo niekorzystny byłoby natomiast gdyby okazało się, że tak jak we Francji, nie ma u nas dostępu do House of Cards (ze względu na prawa dystrybucyjne właśnie). Cena i szerokość oferty będą więc kluczowe w przypadku tej grupy i bez znajomości tych elementów trudno wyrokować o powodzeniu kolejnej usługi VOD.


Jednym z argumentów zwolenników teorii porażki Netfliksa jest fakt niskich wyników oglądalności właśnie serialu House of Cards emitowanego przez Ale Kino +. Było to raptem kilkadziesiąt tysięcy widzów na odcinek. Pomijane są jednak dwa bardzo ważne, niemalże kluczowe elementy. Pierwszym, mniej istotnym, jest dostępność tego kanału. Ilość osób mających w swoim TV Ale Kino + jest ograniczona. Jednak najważniejsze i esencjonalne jest to, że miała to być oferta dla młodych, dynamicznych, lubiących zagraniczne seriale osób, a była zaserwowana w zupełnie odwrotnej formie. Najwięksi fani w czasie emisji programu TV byli już dawno po obejrzeniu całego serialu. Te osoby często nie posiadają TV w ogóle (nawet 10% osób w młodszych grupach), a ulubione seriale oglądają wtedy kiedy chcą i bez reklam (płacą albo piracą, efekt końcowy braku reklam identyczny). Rozwiązaniem mogło tu być jedynie skopiowanie kroku HBO z Grą o Tron, czyli emisja hitu dzień po światowej premierze (Netflix publikuje wszystkie odcinki nowych serii na raz, więc byłoby to utrudnione w tym przypadku). W zaserwowanej formule emisja była skazana na niskie wyniki.


Podsumowując, jest za wcześnie, żeby wyrokować o spektakularnej klęsce lub sukcesie usługi w Polsce. Są elementy, które świadczą za każdą z tych opcji. Ja jednak jestem dobrej myśli. Netflix nie jest co prawda lekarstwem na całe zło, ale nowy gracz na rynku zawsze podnosi konkurencyjność. Samo to, że debatuje się o tym na 1-2 lata przed jego pojawieniem się świadczy, że jest pole do zmian, a oczekiwania są spore.


Kamil Kołak, Communications Planner w domu mediowym Mediacom.

Kamil Kołak

Wojciech Kowalczyk

W mediach i reklamie od ponad dekady. Planował i kupował w Optimum Media OMD. Latami brokerzył w Atmediach. Współtworzył telewizję tematyczną w MTG/Viasat World. Obecnie w pracuje w Telewizji Polskiej w Biurze Reklamy. Na ScreenLovers przedstawia prywatne opinie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.