Z pamiętnika bing-watcherki

W środku ekscytującej sceny wjeżdzają napisy końcowe. Niedosyt, oczekiwanie (przynajmniej przez tydzień) i spekulacje: co będzie dalej?…

Torrenty i Netflix rozmontowały trochę ten jedyny słuszny wzór oglądania, ale przesadą jest mówienie o epoce “binge-watchingu”, przynajmniej nad Wisłą. Ja np., ze swoim nieposkromionym apetytem na ciąg dalszy jestem w grupie zaledwie 7 proc. internautów, którzy potrafią wciągnąć po 5-10 odcinków z rzędu.

W MEC jako pierwsi w Polsce zbadaliśmy zjawisko binge-watchingu w Polsce i ustaliliśmy, że ma tu swoich wyznawców. Nie tak licznych jednak, jak można by sądzić na podstawie analiz o anachronicznych modelach nadawania/oglądania utrwalanych przez tradycyjne telewizje.

Większość e-widzów ogląda po 1-2 odcinki seriali za jednym posiedzeniem, a binge-watcherami z prawdziwego zdarzenia (5-10 odcinków za jednym posiedzeniem) jest tylko 6,9 proc. internautów. Najwięcej w grupie 15-24 lata – blisko 11 proc., nieco mniej w segmencie 25-34 lata – 8,6 proc., a wśród 55 latków i starszych zaledwie co setny twierdzi, że ogląda od 5 do 10 odcinków na raz.

Trochę mnie to dziwi – dostępność torrentów, nielegalnych serwisów streamingowych i Netfliksa (aplikacja Hola umożliwia oglądanie go w Polsce, a Netflix przymyka oko na małą geograficzną niespójność danych z karty kredytowej) pozwala przecież wszystkim internautom cieszyć się swobodnym dostępem do morza wideo-treści. Ja od 2004 roku, gdy po raz pierwszy zabinge-watch’owałam (serial “24 godziny”, cała seria za jednym zamachem) przez kolejne lata utrwalałam ten obyczaj i dziś rozłożenie serii “House of Cards” na trzy dni (piątek-niedziela) postrzegam jako objaw własnego stetryczenia. Tym bardziej dziwi, że STARY, typowo telewizyjny wzór oglądania ma się nad Wisłą tak dobrze i większości  z nas wystarcza homeopatyczna 1-2 odcinkowa dawka ulubionego serialu.

Nie to pudło, czyli HoC w Alekino+

Z binge-watchingiem, na fali ekscytacji tym zjawiskiem, eksperymentowało w Polsce Alekino+. Stacja porwała się na emisję “House of Cards” kilka miesięcy po internetowej premierze na Netfliksie. Pierwszą serię pokazywano tradycyjnie – odcinek co tydzień plus powtórki. Wynik – niespełna 10 tys. widzów premierowych odcinków 1. serii (AMR w grupie 16-49, zrodło: Nielsen, X-XII 2013 r. ). Przy drugiej nadawca postanowił pójść z duchem internetu i pokazał całą serię w dwa wieczory – 30 i 31 maja, licząc najwyraźniej na telewizyjnych binge-watcherów. Efekt? Ponad dwa razy mniej widzów niż w przypadku 1. serii (AMR na poziomie 4 tys.widzów w grupie 16-49 lat, źródło: Nielsen).

To – poza oczywistą refleksją, że internetowe hity zawrotnej kariery w TV już raczej nie powtórzą – dowodzi, że binge-watching widzowie uprawiają na swoich zasadach. O wybranych porach, na wybranych ekranach. Telewizja, która raczy odbiorców 5 godzinnym seansem o wyznaczonej przez siebie porze, raczej nie ma co liczyć na sukces. Szczególnie jeśli emituje produkcję znaną już internetowym binge-watcherom od paru miesięcy.

Wideo w rytmie binge?

Kiedy Netflix uwolnił całą pierwszą serię “House of Cards” (13 odcinków w tej samej minucie!) ruszyła dyskusja o nieuchronności zmian w modelach nadawania i oglądania treści TV. Jednak po Netfliksie, a przypomnijmy, że od tej genialnej premiery minęły już ponad dwa lata, nie ruszyły panny sznurem. NBC z “Aquariusem” (serial kryminalny z Davidem Duchovym, chwilę po premierze ma się pojawić na stronie internetowej nadawcy) wiosny nie czyni… Z kolei stacja TVN Fabuła, której szef w wywiadzie dla Newserii zapowiadał niedawno, że chce trafić do widzów uprawiających binge-watching, nie przeszła na razie do konkretów.

Można by sądzić, że to nadawcy bronią swego linearnego zaścianka i oglądalności live, ale przecież widz ich pan i mógłby ich zmusić do zmian. Nie zmusza. A jak pokazuje MEC VideoTrack, żądza binge-watchingu nad Wisłą (na razie) nie zapłonęła.  

PS Binge-watching niefortunnie w Polsce tłumaczono jako ”kompulsywne” oglądanie, odzierając to zjawisko z pozytywnych skojarzeń. Żywiołowe, nałogowe, seryjne – sama nie wiem jaki przymiotnik byłby lepszy – a może czytelnicy SL mają jakiś pomysł? 

 

Joanna Nowakowska

Żyje z pisania, ale woli czytanie. Łącznie od ponad dekady śledzi rynek telewizyjny, a od jakiegoś czasu ma wrażenie, że rynek śledzi również ją :) Obowiązki naczelnej ScreenLoverki łączy z pracą w agencji mediowej, do której przeszła z Atmediów. Poprzednio - dziennikarka „Media & Marketing Polska”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.